Medytacja nad życiem siostry Włodzimiry

 

Siostra M. Włodzimira pragnęła naśladować, w swoim życiu, życie Jezusa i Maryi. W szczególny sposób umiłowała samotność i opuszczenie, na co wskazuje zapisane w dniu Pierwszej Profesji zdanie: „Jezu daj, abym mogła umrzeć tak ja Ty, zapomniana i wzgardzona”.  Przez całe zakonne życie nosiła to pragnienie w sercu. W dniu ślubów wieczystych, na pamiątkowym obrazku z Matką Bożą Częstochowską, widnieje modlitwa: „Maryjo spraw, abym na Twoim Sercu stała się drugim Jezusem”. 

Siostra M. Włodzimira odznaczała się wielkim rozmodleniem. Siostry podkreślają, że zawsze klęczała bez oparcia z oczami wpatrzonymi w tabernakulum. Na poranne modlitwy była pierwszą, natomiast wieczorem ostatnia wychodziła z kaplicy. Zdarzało się także, że budziła się w nocy i kładła na podłodze lub siadała na łóżku pogrążoną w modlitwie. Poświadczają to siostry, które wspólnie dzieliły z nią sypialnię. Co ciekawe, wiele z nich także podkreśla, że bardzo lubiły nocne Adoracje Najświętszego Sakramentu przeżywać właśnie z siostrą M. Włodzimirą. Wspominaj, iż czuły wtedy Bożą obecność. Zazdrościły jej tego rozmodlenia i zatopienia w Bogu. Siostra Hermana Dylak, która czytała pamiętnik siostry Włodzimiry, wspomina taki zapis: „ Gdy wchodzę do kaplicy, klękając przed Panem Jezusem, włączam się zaraz w niezliczoną ilość aniołów, duchów niebieskich, którzy dzień i noc adorują Jezusa w Najświętszym Sakramencie”. Można powiedzieć, że bardzo świadomie żyła jakby nadprzyrodzonym środowiskiem, wielką świadomością Bożej obecności.

 Poprzez ślub posłuszeństwa człowiek oddaje Bogu swoją wolną wolę, dlatego też często jest on wymieniany jako jeden z najtrudniejszych w praktyce. A jednak najwięksi święci potrafili, poprzez posłuszeństwo, zaskarbić sobie niejedną łaskę. Czytając wspomnienia o siostrze Włodzimirze, jak refren powtarza się zwrot „kochała przepisy zakonne”. Często podkreślana jest także jej sumienność w ich przestrzeganiu. Siostra Hermana zapisała takie słowa: „Jej stosunek do Matki Stylity był pełen uległości, uprzedzającej gotowości do wykonywania aktów posłuszeństwa”.

Niesamowite jest to stwierdzenie „uprzedzająca gotowość”, tak, jakby nie tylko przyjmowała to, co poprzez przełożonych zostanie jej polecone, ale sama wychodziła z gotowością do podjęcia poleconych zadań. W niektórych klasztorach jeszcze dziś na modlitwy i wspólne punkty dnia dzwoni się dzwonkiem. Siostra Włodzimira mówiła, że to „głos Boży”, na który zrywała się natychmiast i prawie „na wyścigi” spieszyła do kaplicy.  

 „Głównym celem milczenia zakonnego jest pogłębianie życia wewnętrznego. (…) Milczenie ułatwia chodzenie w obecności Bożej, w milczeniu zwracamy się często myślą do Boga. Czas milczenia jest stałym i nieodzownym punktem w każdym domu zakonnym. Jego wartość była dobrze znana siostrze Włodzimirze już od postulatu. Odznaczała się wielkim umiłowaniem milczenia, nie była to tylko reguła, którą sumiennie zachowywała, ona czuła prawdziwą głębię tej praktyki. Trwając w milczeniu swoje myśli i serce łączyła z Jezusem i Jego Matką. Często można było zauważyć jak poruszała wargami. Gdy przyłapano ją na tym, nic nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła.

Pracując już jako kierowniczka ochronki przy parafii Bożego Ciała w Poznaniu, mieszkała w pokoju razem z s. Magną. Pokój był dla nich jednocześnie pracownią, dlatego otrzymały pozwolenie na rozmowy w pokoju. Jak wspomina siostra Magna: „z inicjatywy siostry Włodzimiry postanowiłyśmy nie korzystać z tego pozwolenia, ewentualnie w tym celu przechodzić do przyległej garderoby”. Kanoniczne milczenie zachowywała bezwzględnie.

 Pięć lat życia siostry M. Włodzimiry jako siostry elżbietanki upłynął jej w pracy z dziećmi. Z całym oddaniem poświęcała się dla tych najmniejszych i biednych. Zatroskana o ich rozwój zarówno fizyczny, jak i duchowy, dbała aby nie chodziły głodne. W porozumieniu z prywatną szkołą znajdującą się niedaleko, zorganizowała drugie śniadania, które uczniowie tejże szkoły przynosili dla dzieci z ochronki. Zorganizowała także potrzebną pomoc medyczną, znajoma lekarka Maria Ganke-Nowakowa przeprowadzała odpowiednie badania lekarskie. Zabierała dzieci na wycieczki z siostrami z innych ochronek, organizowała różne imprezy, chcąc w ten sposób choć trochę umilić im dzieciństwo. Bardzo dbała o częsty pobyt na świeżym powietrzu. W porozumieniu z towarzystwem gimnastycznym „Sokół”, korzystała z dziećmi z boiska sportowego. Każde zajęcia dokładnie przygotowywała, wiele czytała. Miała zdolności zarówno manualne, jak i literackie. Przed Adwentem kwestowała u bogatych kupców poznańskich, aby w ten sposób zdobyć materiały, z których siostry szyły ubranka dla dzieci. Były one niezwykłym prezentem Bożonarodzeniowym, z którego zarówno dzieci, jak i ich rodzice, bardzo się cieszyli.

 W życiu duchowym siostry M. Włodzimiry nie sposób nie zauważyć rysów duchowości św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Św. Jan Paweł II, podczas Mszy św. z okazji ogłoszenia św. Teresy od Dzieciątka Jezus Doktorem Kościoła Powszechnego, mówił o niej: „Droga, jaką szła, aby osiągnąć ten ideał życia, nie była drogą wielkich dokonań, które są udziałem nielicznych, ale przeciwnie – droga dostępna dla wszystkich, „mała droga” ufności i całkowitego zawierzenia siebie łasce Bożej”. Te słowa można odnieść również do siostry Włodzimiry, która zewnętrznie nie wyróżniała się niczym, była jedną z wielu sióstr. Pragnęła być ostatnią, nigdy też nie żaliła się na swoje cierpienie. Wszystko ofiarowywała dobremu Bogu, ufna, że Boża łaska będzie ją prowadzić. Siostra Magna zapamiętała sobie pewną radę, której jej udzieliła: „na rekreacji najlepiej siadać obok siostry, której się nie lubi, względnie na którą się gniewa”. Ile w życiu siostry M. Włodzimiry było takich cichych ofiar znanych tylko Bogu, nikt z nas nigdy się nie dowie.

 Ostatni etap jej życia naznaczony był cierpieniem. Wybuch II wojny światowej zmienił sytuację sióstr, wiele z nich musiało opuścić Zgromadzenie. Stan zdrowia siostry Włodzimiry nie był najlepszy, dlatego też przełożeni przychylili się do usilnych nalegań rodziców i pozwolili na jej powrót do domu rodzinnego w Ostrowie Wielkopolskim. Bardzo przeżywała rozstanie ze wspólnotą zakonną i zdjęcie habitu. W listach do sióstr w obozie pisała: „Mam nadzieję, że jako członek Rodziny Zakonnej św. Elżbiety mogę współuczestniczyć w łaskach, z których korzysta całe zgromadzenie, oraz z zasług, które są zaskarbiane przez cierpienie sióstr w obozie”. Często odwiedzała siostry na ul. Gimnazjalnej, uczestniczyła wraz z nimi w Eucharystii oraz pomagała w pracach domowych. Mimo troskliwej opieki ze strony matki, stan jej zdrowie cały czas się pogarszał. Gdy badania wykazały czynną gruźlicę została umieszczona w domu dla starców przy ul. Partyzanckiej. Samotna, opuszczona, zapomniana… To tu Jezus spełnił pragnienie jej serca. Przez wzgląd na chorobę zakaźną kontakty z nią były ograniczone. Nie mogła także uczęszczać na Mszę św., co było dla niej ogromnym cierpieniem. Komunię św. przynosiły jej potajemnie siostry z ul. Gimnazjalnej. Siostra M. Włodzimira zmarła, z modlitwą na ustach, 20 lutego 1943 r. Dzień przed śmiercią, w pamiętniku, który pisała dla matki, aby był dla niej pociechą po jej śmierci, zanotowała takie słowa: „Jutro kończę 34 lata. Jutro pójdę do mojego Jezusa. O jakże bardzo jestem szczęśliwa. Mamo, nie martw się mną. Ja zawsze będę z wami”.

Pamięć o jej krótkim, ale jakże pięknym, życiu pełnym ewangelicznego radykalizmu trwa aż po dziś dzień. Słowa, samej siostry M. Włodzimiry, ukazujące jej miłość do Jezusa i ogromną tęsknotę za Nim potwierdzą jej wyjątkowość: „Czuję się jak pielgrzym, który wędrując, wylądował gdzieś na nieznanej wyspie, i tu czuje się obco. I chociaż ludzie są dla niego dobrzy, kochają go nawet, on tęskni – i chyba śmierć dopiero ukoi jego pragnienie”.

Popularne posty z tego bloga

Intencje modlitewne

Chciałabym znaleść windę, aby wznieść się aż do Jezusa